Pierwsza próba wrzucenia tego tekstu skończyła się całkiem niezłą katastrofą. Bardzo za to przepraszamy. Teraz wszystko powinno być w porządku, a przynajmniej taką mamy nadzieję, bo pewności nie można mieć nigdy. 😀
W kalendarzu lato w pełni, co jest idealnym momentem, by powspominać wiosenne dni. A działo się sporo, bo w drugim kwartale tego roku:
- Zdmuchnęliśmy świeczki z urodzinowego tortu i z tej okazji sami rozdawaliśmy prezenty;
- Pozyskaliśmy plombę (i wcale nie w zębie);
- Bawiliśmy się świetnie na festiwalu gier planszowych Łódź you play?
- Odbyliśmy tournee po ośrodkach dla niewidomych w Łodzi, Krakowie i w Laskach, wracając z głowami pełnymi pomysłów;
- W naszej pracowni zamieszkał nowy, imponujący lokator – Prusa XL;
- Okiełznaliśmy chemiczne wygładzanie wydruków z PLA.
Mieliśmy urodziny, czyli prezenty dla wszystkich
My, podobnie jak Święty Mikołaj i jeszcze kilka innych figur alegorycznych lub historycznych, zamiast na własne urodziny otrzymywać prezenty, rozdawaliśmy je sami. 🙂
No dobrze, tortu może nie było, ale okazja była przednia. 8 kwietnia nasza Fundacja, nasze wspólne dzieło, skończyła 4 lata! Z tej okazji przygotowaliśmy dla Was aż 8 nowości.
Przy okazji zauważycie może drobne zmiany graficzne na stronie głównej sklepu. Zdajemy sobie sprawę, że to dopiero początek tych, które wprowadzić po prostu trzeba. Łatwo nie będzie, bo są to zmiany głównie graficzne, a operowanie grafikami na stronach zarządzanych przez niewidomych naprawdę do łatwych nie należy. Dlatego tym bardziej cieszą nas nawet te, które już możecie obserwować. I sądząc po Waszych reakcjach w formularzu, Was również. 🙂
Bardzo dziękujemy za pomoc naszemu grafikowi.


Did we play on Łódź you play?
Powiedzmy sobie szczerze: jechaliśmy na festiwal „Łódź you play?” z pewną dozą sceptycyzmu. Nie żebyśmy nie kochali planszówek – wręcz przeciwnie. Ale nasze dotychczasowe doświadczenia z tego typu imprezami miały raczej kameralny charakter. A tu – hale, tłumy i my z naszymi, jak nam się wydawało, niszowymi grami dla niewidomych. No kto będzie stawał przy stoisku z grami dla niewidomych?
I tu właśnie wpadliśmy w pułapkę, którą sami na siebie zastawiliśmy. Pułapkę myślową, dodajmy.
Choć zawsze podkreślamy, że nasze gry są dla wszystkich, gdzieś z tyłu głowy tkwiło przekonanie, że to jednak „produkty dedykowane” dla niewidomych. Z rosnącym zdumieniem patrzyliśmy więc, jak nasze stoisko, a zwłaszcza szachy, przyciągają tłumy. Kiedy kolejne osoby z fascynacją oglądały figury, a po powrocie do domu Dawid informował o spływających zamówieniach, nasze szczęki zaliczyły twarde lądowanie na podłodze. Okazało się, że ludzie chcieli mieć nasze szachy nie dlatego, że są dla niewidomych, ale dlatego, że – cytujemy – „mają świetny design”. To było odkrycie na miarę wynalezienia Input Shapera (tu mrugnięcie do branżowców). Nawet nasza „Niewidzialna Wyspa”, gra, w której przepaska na oczach jest raczej kluczowym elementem, cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Chociaż pytanie “Co to za ładny zamek?” zadawane przez RPG-owców było dziwnym doświadczeniem. 😉
A sama impreza? To była nerdownia. Czysta, stuprocentowa nerdownia w najpiękniejszym tego słowa znaczeniu. Kochamy Was! <3 Wokół nas ludzie w niesamowitych przebraniach, którzy sami podchodzili i proponowali, żebyśmy „obejrzeli” dotykiem ich stroje. Zewsząd sypały się pytania o sesje RPG (gracie w D&D czy Cthulhu? W którą edycję?), o to, czy istnieją kostki do gry dla niewidomych, i czy któraś z dziewczyn przypadkiem nie „rzucała K20 na urodę” (najlepszy komplement!). To wszystko było tak cudowne, że największym naszym żalem jest to, że nie mogliśmy spędzić z tymi wszystkimi fantastycznymi ludźmi więcej czasu. Na przyszłość, gdy spotkacie nas gdziekolwiek na szlaku, podchodźcie, przedstawiajcie się, dawajcie znać, gdzie się widzieliśmy – nie gryziemy, naprawdę niewidomych nie trzeba się obawiać. 🙂
Padło też kilkukrotnie pytanie: czy niewidomi mogą być Mistrzem Gry? Oczywiście, że mogą! Na razie musi Wam wystarczyć ta lapidarna odpowiedź, ale kto wie, może narodzi się z tego nowy temat do cyklu #ZapytajNiewidomego? Dziękujemy też za wszystkie zaproszenia na rozgrywki! Niestety, ogranicza nas proza życia: praca zawodowa, papierologia i fakt, że jesteśmy rozrzuceni po całej Polsce, a w samej Łodzi bywamy tylko gościnnie.
Początkowo trochę żałowaliśmy, że nasze stoisko nie znalazło się w strefie, gdzie można było grać. Szybko się jednak okazało, że to żadna przeszkoda. Dawid odbył dwa emocjonujące pojedynki szachowe, a dziewczyny z Zarządu, które w szachy grać nie potrafią, potwierdzają, że i tak świetnie się na to patrzyło. Show kradła też nasza drukarka Hania, która pracując niestrudzenie, robiła na wszystkich doskonałe pierwsze wrażenie.
A skoro o drukarce mowa, mamy mały apel do rodziców i opiekunów, o którym nie spodziewaliśmy się, że będziemy musieli go wygłosić: Jeśli na stoisku pracuje drukarka 3D, to znaczy, że jest gorąca. NAPRAWDĘ GORĄCA. Dysza osiąga temperaturę 200-300 stopni Celsjusza, a stół grzeje się do 60-120 stopni. To nie są warunki do testowania wytrzymałości dziecięcych paluszków. Kapiący plastik powoduje paskudne oparzenia. Prosimy, pilnujcie swoich pociech!
Serdecznie dziękujemy Planszówkowym Astronautom (Za Colę z Waszego sklepiku też, ratowała życie!), gospodarzowi wydarzenia – EC1 oraz wszystkim organizatorom, których nie wymieniliśmy, za ciepłe przyjęcie i całą zaoferowaną pomoc – tę przed festiwalem i już na nim, trochę niespodziewanie. 😉
Na koniec ogromne podziękowania dla wolontariuszy, którzy pomogli nam w transporcie i organizacji stoiska – dla Rafała, Sławomira, Karoliny i Szymona. Bez Was nie dalibyśmy rady. Jeden z nich podsumował festiwal jako „ostry jak sos seczuański”. Coś w tym jest. Było intensywnie, pysznie i z charakterem.
To co, widzimy się za rok?


Wiosenne podróże, czyli inspiracje z drogi
Ledwo ochłonęliśmy po festiwalu, a już maj zaprowadził nas z powrotem do Łodzi na piknik w Szkole dla Niewidomych. Potem ruszyliśmy dalej – do Krakowa i podwarszawskich Lasek, bo prototypy same się nie przetestują.
W Krakowie z fascynacją oglądaliśmy wypukłe rysunki Agaty. Zastanawialiście się kiedyś, jak pokazać niewidomemu dziecku na obrazku sałatę? My też nie. Okazuje się, że to problem z gatunku tych, które spędzają pedagogom sen z powiek. Dzieci niewidome muszą od zera nauczyć się, jak trójwymiarowy świat przekłada się na płaską, wyczuwalną pod palcami kreskę, a materiałów, które by im w tym pomagały, jest jak na lekarstwo.
My również spróbowaliśmy swoich sił w tej dziedzinie, tworząc rysunki 3D, które stały się kluczowym elementem naszej nowej gry memory. Przy okazji Agata wpadła na nowatorski sposób składania planszy… No dobrze, może nie tak zupełnie nowatorski – po prostu wspólnie dopracowaliśmy stary patent. Kojarzycie charakterystyczne haczyki z naszego Go lub Niewidzialnej Wyspy? W nowym Memo zastosujemy te z Go, ale w taki sposób, by do planszy można było swobodnie dołączać kolejne bloki z kwadratami. Pozwoli to na płynne stopniowanie trudności: im większa plansza, tym trudniejsza (i bardziej satysfakcjonująca!) rozgrywka.
Z kolei w Laskach przeżyliśmy prawdziwy renesans inspiracji. Tamtejsze nauczycielki mają kreatywność na poziomie, który wykracza poza wszelką skalę. Potrafią na poczekaniu wymyślić pięć nowych zastosowań dla jednego modelu, często bez żadnych modyfikacji. Wizyta w pracowni siostry Marietty utwierdziła nas w przekonaniu, że najwspanialsze pomoce tworzone są z serca i z palącej potrzeby chwili. To słodko-gorzkie odkrycie: z jednej strony ogromnie smuci, że tak wiele pomocy powstaje metodami chałupniczymi z powodu ich niedostępności, z drugiej – jest to dowód na niezwykłą pomysłowość, empatię i determinację.
Dyskusje o potrzebach dzieci, o ich preferencjach co do kształtu, dźwięku czy faktury, przypomniały nam o czymś fundamentalnym. O tym, by w człowieku – dziecku czy dorosłym – widzieć przede wszystkim człowieka. Tak, brak wzroku ma ogromny wpływ na życie, nie będziemy czarować, że jest inaczej. Ale pamiętajmy, że choroba czy niepełnosprawność nigdy nie powinna być jedynym, co nas opisuje. To lekcja, którą chyba wszyscy musimy ciągle odrabiać, bo dzieci niewidome różnią się od siebie nie mniej niż dzieci widzące.
Niestety, choć zobaczyliśmy w Laskach mnóstwo genialnych rzeczy, z żalem musimy przyznać, że niewiele z nich uda nam się zaadaptować do druku 3D. Czasem jest to technicznie niemożliwe, czasem druk 3D nie jest optymalną technologią. Jako pierwsi wpadliśmy na pomysł sprawdzenia, czy druk 3D nadaje się dla niewidomych. Pociągnęło to za sobą “bum” na badania, granty i innowacje w zakresie dostosowania wszystkiego (Dosłownie!) do drukowania 3D. Nie zawsze jest to jednak rozsądne – wspomnijmy tu pytanie z cyklu konferencji “Postępność” o to, czy naprawdę wszystkie eksponaty muszą mieć drukowane 3D kopie. Tu sytuacja prezentuje się podobnie – pomoce do nauki brajla, podstaw liczenia czy prostych działań matematycznych… nie wszystko da się przełożyć na 3D. No i, oczywiście ogranicza nas przede wszystkim czas. Nie wiemy, ile z tego uda nam się stworzyć. Ale jesteśmy pewni, że nawet jeśli będzie to tylko jedna rzecz, to i tak zawsze warto.
Największą nagrodą w przedszkolu było jednak spotkanie z najważniejszymi osobami w placówce – dziećmi. Patrzenie, jak od razu, bez żadnych instrukcji, przechodzą do testowania tego, co przywieźliśmy, było cudownym doświadczeniem. Dziękujemy za tę możliwość, a także za niezwykle ciepłe przyjęcie wszystkim nauczycielkom oraz dyrektorce przedszkola – siostrze Hiacyncie. I oczywiście naszemu grafikowi za uwiecznienie tych chwil na zdjęciach!
Nasza podróżnicza passa na tym się nie skończyła, bo zawitaliśmy również do Gdyni. Choć z przyczyn organizacyjnych nie udało nam się w tym roku wziąć udziału w pikniku NGO, to w ramach konkursu „Właściwe drzwi” odwiedziliśmy Gdyńską Szkołę Społeczną. Uczęszcza do niej obecnie dwoje niewidomych uczniów, więc cieszymy się, że nasze tabliczki z napisami w alfabecie Brajla znajdą tam praktyczne zastosowanie. Jeszcze większą radość sprawiło nam ponowne spotkanie z Pauliną – młodą, kreatywną projektantką gry dla dzieci, o której mogliście już czytać na naszym Facebooku.
Jednak największe znaczenie miały dla nas spotkania z rodzicami. Z własnego doświadczenia wiemy, że szkoła podstawowa to czas, kiedy wylewa się fundamenty pod przyszłą samodzielność. Ewentualne zaniedbania można oczywiście nadrabiać później, ale jest to o wiele trudniejsze. Dlatego tak ważne jest, by rodzice niewidomych dzieci mogli czasem spotkać dorosłą osobę niewidomą. Nie po to, by słuchać wykładów, ale by zobaczyć na własne oczy, że choć niewidzenie rzuca w życiu kłody pod nogi, to w żadnym wypadku nie jest to ślepy zaułek. I by usłyszeć proste, ale czasem tak bardzo potrzebne zdanie: „Możecie zmienić wiele, ale jesteście wystarczająco dobrymi rodzicami!”.
W tajemnicy zdradzimy, że to spotkanie już wkrótce zaowocuje nowościami w naszym sklepie… ale na razie sza! 😉

Zuzanna, we’re crazy loving you! czyli co tam u naszych drukarek?
Od kiedy na poważnie zajęliśmy się drukiem 3D, marzyliśmy o tej maszynie. I oto jest. W kwietniu, przy akompaniamencie naszych radosnych okrzyków, do floty Prowadnicy dołączyła drukarka Prusa XL, która zgodnie z naszą fundacyjną tradycją otrzymała imię – Zuzanna. Dopisek „XL” nie wziął się znikąd. Ta maszyna jest gigantyczna. Na jej stole roboczym można by spokojnie rozłożyć całą planszę do Scrabbli.
A to nawet nie jest najlepsze! Prawdziwa magia Zuzanny polega na tym, że potrafi ona drukować z pięciu różnych kolorów na raz, używając do tego pięciu osobnych, gorących dysz. Oznacza to koniec z czasochłonnym wycofywaniem i wprowadzaniem filamentu. Dodatkowo jest drukarką typu Core XY (Długo by tłumaczyć, ok?), co w praktyce oznacza, że rzadziej cała partia kilkunastu tabliczek przewróci się na stole, powodując istną drukową masakrę. Przesiadka na tę technologię jest jak zamiana poczciwego Malucha na statek kosmiczny. W praktyce czas druku tak skomplikowanej gry jak „Niewidzialna Wyspa” znacząco się skrócił, a cały proces stał się o niebo przyjemniejszy i, co kluczowe, znacznie mniej awaryjny.
Ma to znaczenie i dla nas (mniej awarii = bardziej zadowolona i spokojniejsza Prowadnica), i dla Was. Musimy tu jednak uczciwie postawić sprawę: Zuzannę mamy tylko jedną. Jest wspaniała, ale nie nieśmiertelna. Gdyby (odpukać w niemalowane!) odmówiła posłuszeństwa, zostalibyśmy bez niej. Dlatego, mimo że drukuje szybciej, na razie nie odważymy się skrócić oficjalnie deklarowanego czasu oczekiwania na „Niewidzialną Wyspę”. Chcemy być wobec Was w porządku. Niemniej jednak, wiedzcie, że praca idzie teraz sprawniej.
Co ciekawe, na ten moment nie mamy w portfolio modeli tak dużych, by mogły powstać wyłącznie na stole Zuzanny. Ale już teraz wykorzystujemy jej potężną moc nie tylko do wygodniejszego drukowania „Niewidzialnej Wyspy”, ale też do rozwiązania problemu, który ciągnął się za nami od dawna – do tworzenia powiększonych kopii naszych herbów.
Zawsze, gdy projektowaliśmy herby, staraliśmy się do granic możliwości wykorzystać pole robocze naszych mniejszych drukarek, obracając modele pod każdym możliwym kątem, byle tylko zyskać dodatkowy milimetr. Wiedzieliśmy jednak, że dla niektórych osób niewidomych to wciąż za mało. Detale okazywały się słabo czytelne i do pełnego zrozumienia, co przedstawia herb, niezbędna była pomoc osoby widzącej. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że niektórzy nadal będą z takiej pomocy korzystać, i to jest całkowicie zrozumiałe. Teraz jednak, dzięki drukom wreszcie w słusznym, dużym rozmiarze, ich samodzielne oglądanie powinno stać się znacznie łatwiejszym i o wiele przyjemniejszym doświadczeniem dla wszystkich.
A kto wie? Może już niedługo w naszej ofercie pojawią się modele projektowane specjalnie z myślą o potężnych możliwościach Zuzanny? Czas pokaże.
Swoją drogą wiecie, że flota Prowadnicy liczy już 12 maszyn? Tak, nas też to dziwi.

Nowa plomba
Nie, nie w zębie. Nawet nie trzeba było jej utwardzać UV… 😉 Chodzi o plombę towarową Stargardu, którą zaprojektowaliśmy po wizycie w tamtejszym muzeum Archeologiczno-Historycznym. Jest to taka jakby „pieczęć” z rączką, którą zabezpieczało się beczki. Okazuje się, że dawniej nawet pieczętowanie beczek miało swoje znaczenie strategiczne, gdyż każde miasto posiadało własną plombę, która odróżniała “nasze” beczki od “ich” beczek. Często były to miniaturowe dzieła sztuki.
Takie to dzieło postanowiła oddać w Blenderze Justyna, nasza wolontariuszka. Po wydrukowaniu plomby 3D, mogliśmy wyczuć po raz pierwszy jej fakturę i charakterystykę w większej skali.
Sami przyznacie, że to nietypowe zastosowanie druku 3D, ale właśnie takie, o jakim myśleliśmy dla niewidomych! 😉

Wielki Finał w Probówce, czyli o tym, jak gładko poszło
Każdy, kto miał w ręku wydruk 3D z filamentu, zna to uczucie pod palcami – charakterystyczną fakturę kolejnych warstw. Dla nas to nie tylko kwestia estetyki, ale codzienna, praktyczna łamigłówka. Jak wydrukować czytelny napis w alfabecie Brajla na górnej powierzchni modelu, skoro z powodu warstwowania dostajemy zamiast punktu tarkę do warzyw? Jak zorientować skomplikowany detal, by jego najważniejsze elementy były idealnie gładkie? To ciągłe kompromisy.
Oczywiście, istnieje na to gotowa odpowiedź: druk żywiczny (SLA), który oferuje niemal idealnie gładkie powierzchnie. Korzystamy z tej technologii i bardzo ją cenimy, nie zamierzamy się z nią żegnać! Ma ona jednak swoje ograniczenia – jest droższa, bardziej złożona w obsłudze, a przede wszystkim pozwala na tworzenie znacznie mniejszych obiektów (przynajmniej w bliższej lub dalszej perspektywie).
A co, jeśli chcemy połączyć zalety obu światów? Stworzyć coś dużego, wytrzymałego i relatywnie taniego, jak w druku z filamentu, ale o gładkości żywicy? To właśnie to pytanie zaprowadziło nas w trwającą 10 miesięcy podróż do świata chemii, która czasem przypominała pracę w laboratorium szalonego (ale bardzo ostrożnego!) naukowca (Okrągłe, plastikowe, kwadratowe szkiełka – pamiętamy!).
Naszym celem było opracowanie powtarzalnej i stosunkowo prostej procedury. Z drugiej strony bardzo ważne było przeprowadzenie różnych, często nowatorskich, doświadczeń z zachowaniem bezpieczeństwa. Praca z takimi substancjami jak tetrahydrofuran, chloroform, kwas azotowy czy benzen to nie przelewki. Projektowanie doświadczeń w warunkach warsztatowych tak, by uniknąć ewakuacji całego budynku, zatrucia, wybuchu czy przypadkowej syntezy fosgenu – śmiertelnie trującego gazu bojowego z czasów I Wojny Światowej – wymagało ostrożności, wiedzy oraz doświadczenia, którego nabywa się tylko w laboratoriach i było wyzwaniem samym w sobie. Dziś z dumą możemy powiedzieć, że udało się i to, i to.
Efektem tej pracy jest ponad 150 (słownie: sto pięćdziesiąt!) próbek, które stworzyliśmy w naszej pracowni według autorskich metod. Każdą z nich chcieliśmy następnie precyzyjnie zbadać, a do tego potrzebowaliśmy już aparatury, której próżno szukać w naszej pracowni. I tu zaczęły się schody. Znalezienie partnerów naukowych nie było łatwe, a droga wiodła przez wiele drzwi zamkniętych, często w sposób, powiedzmy, dość protekcjonalny. Nie jest w końcu codziennością, że do drzwi szacownej uczelni puka fundacja z pytaniem: „Dzień dobry, czy moglibyście nam zrobić chromatografię gazową próbki potraktowanej chloroformem?”.
Dlatego tym głośniej i z tym większą wdzięcznością chcemy podziękować instytucjom, które nie tylko wysłuchały, ale i z entuzjazmem otworzyły dla nas swoje laboratoria: na czele z Uniwersytetem Warszawskim i Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Ich otwartość i nieodpłatna chęć pomocy były po prostu niesamowite. Imienne podziękowania już teraz chcemy złożyć prof. Magdalenie Skompskiej z Wydziału Chemii Uniwersytetu Warszawskiego, dr. Tomaszowi Stefaniukowi z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego, mgr. Nataszy Gajdzie i dr. Karolowi Nogajewskiemu z Laboratoriów nanotechnologii i struktur półprzewodnikowych Uniwersytetu Warszawskiego oraz dr Agnieszce Podborskiej z Akademickiego Centrum Materiałów i Nanotechnologii Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie.
Wstępnymi wynikami podzieliliśmy się już ze społecznością druku 3D i spotkaliśmy się z niezwykle ciepłym przyjęciem, co dodatkowo utwierdza nas w przekonaniu, że warto było. W międzyczasie nasz chemiczny zespół: Dawid, Magda i Zosia, kończy pisać opracowanie naukowe. Musimy tu oddać honor Magdzie i Zosi, które, mimo że w tym roku zdawały maturę, brawurowo analizowały widma FTIR i zdjęcia ze skaningowego mikroskopu elektronowego. Czapki z głów, dziewczyny!
Nasza praca wkrótce dostępna będzie dla wszystkich. Trzymajcie kciuki za finał!
Zakulisowa anegdota o znaku, którego nie było
Na koniec historyjka, która stała się już prawie nieaktualna, ale jest zbyt dobra, by o niej nie opowiedzieć. Jadąc na festiwal w Łodzi, musieliśmy połączyć się z siecią Wi-Fi. Hasło wymagało wpisania znaku “_” (podkreślnika). Proste? Nie dla użytkownika klawiatury brajlowskiej na telefonie.
Okazało się, że twórcy oprogramowania na Androida jakoś… zapomnieli o tym symbolu. Można było kombinować, dyktować, przełączać się na klawiaturę qwerty, ale wpisanie go wprost jako znaku brajlowskiego było niemożliwe. Zdziwienie naszego wolontariusza i kierowcy w jednej osobie było bezcenne.
Na szczęście, najnowsza aktualizacja chyba najpopularniejszej klawiatury brajlowskiej na Androida wreszcie naprawiła to niedopatrzenie. Podkreślnik powrócił na swoje miejsce. Mała rzecz, a cieszy!